niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 1

*Narrator*

Po wydarzeniach z 23 lipca, śmierci Marka, cały świat czarodziejów pogrążył się z żałobie. Rodzina Isabelle, przeprowadziła się do zupełnie innego, odległego i niemagicznego miasta. Dziewczynie zabrano różdżkę na 10 lat. W świecie normalnych ludzi mówiono o tajemniczej i nieprawdopodobnej śmierci. Chłopak jeszcze długo był numerem jeden w gazetach, czasopismach, a nawet książkach. Isabelle było bardzo ciężko, więc rodzice poddali ją wymazaniu pamięci. Matka Marka, wiele razy chciała zniknąć z świata. Nic już się nie liczyło. Jednak po paru latach, odnalazł się jej drugi syn, w wieku Isabell. Zaginął, a wtedy, kiedy rodzina najbardziej go potrzebowała, powrócił. Nieprawdopodobne, a jednak.
Po kilku latach, rodzice Marka umarli, a Josh został sam, w magicznym sierocińcu, gdzie nie tylko byli czarodzieje, ale również herosi, cyklopi, magicy, wilkołaki, wampiry, walkirie, anioły itp. Była to wioska, położona w środku wielkiego, zielonego lasu. Nie było wygód jak w normalnym świecie, wyglądało to raczej jak wieczny camping.

*Isabelle*

Dokładnie rok temu, dostałam różdżkę. Dziwię się, że tak późno, ale również bardzo cieszę. To niesamowite, ta magia. Te emocje, gdy wypowiadasz zaklęcie.
-Isabelle, chodź na obiad!- usłyszałam wołanie. Zostawiłam oglądanie drewna i zeszłam na dół po schodach.. Rodzice już na mnie czekali.
-No nareszcie- powiedział tata z uśmiechem, po czym zaczął nakładać mi spory kawałek schabu.
-Nie jestem głodna- mruknęłam.
Mama spojrzała na mnie, ale jak zwykle nie posłuchała mojej prośby. Odkąd pamiętam, bardzo mnie pilnowali. Nie mogłam nigdzie sama wychodzić, bawić się, jak inne dzieci. Miałam ciężkie życie.
Bez słowa wzięłam się za posiłek, wymuszając uśmiech na ustach.

*Josh*

Wyszedłem z mojego małego domku, który dzieliłem z innym czarodziejem i moim przyjacielem- Willem. Jest on bardzo miły, szczególnie dla mnie.
Udałem się do stołówki, na obiad. Zawsze, prawie codziennie, musieliśmy jeść tę okropną, całą szarą papkę. Czułem się jak w obozie, nasz plan wyglądał tak:

Pobudka 5:30.
Rozgrzewka 5:45- 6:15.
Śniadanie 6:20- 6:45.
Lekcje 7:00- 13:00
Ćwiczenia sportowe 13:15- 15:00.
Obiad 15:00- 15:30.
Odpoczynek w domkach lub na dworze (w ciepłe dni) 15:30-17:00
Apel 17:00- 17:30
Spacer grupowy 17:40- 19:00
Kolacja 19:00- 19:30
Odpoczynek w swoich domkach, najlepiej bez magii 19:30- 20:30
Wieczorna toaleta 20:30-21:00
Cisz nocna 21:00- 5:30

Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, jak można tak męczyć ludzi. Boże, czemu moi rodzice nie żyją?! Jednak nikt mi tego nie powiedział. Byłem sam, bardzo długo, mieszkałem w tym piekle odkąd pamiętam. Staram się nie poddawać. Od osiemnastego roku życia, można wychodzić samemu, czyli bez opiekuna, na spacer, a od dwudziestego roku życia, można już wyjść na zawsze. Ja mam dopiero siedemnaście. Okropne, czemu nie mogli urodzić mnie wcześniej?! Tu jest jak... w więzieniu.

*Isabelle*

Chciałabym już zacząć się bawić moją różdżką, wywijać nią we wszystkie strony, robić magię! Ale niestety, zamiast tego, muszę siedzieć grzecznie na krzesełku. W domu, czuję się taka niepotrzebna. Do szkoły nie chodzę, tylko mam guwernantkę. Tak bardzo chcę mieć przyjaciół, znajomych, miłość! Oprócz tego, mam wielkie mieszkanie, pełno pieniędzy i brak zrozumienia.
Bez słowa patrzyłam w zalane sosem mięso. Nie byłam głodna. Nie chciało mi się pić. Nic nie chciałam, tylko czarować! Wzięłam do buzi jeden kawałek, potem drugi, trzeci, aż skończyłam. Odsunęłam krzesło, które automatycznie szurnęło.
Gdy wchodziłam z powrotem po schodach, usłyszałam od mamy krzyk "Tylko uważaj!". Ale na co? Zrobię coś złego?
Wzięłam patyk do ręki i pomyślałam "Chce lewitować. Zadziałało! Często mi się to nie udaje, a jednak...
Przez resztę dnia czarowałam.

***

No witam kochani!
Tutaj Sweet Raspberry! Kojarzycie? :D
Nowy blogasek z moją kochaną Grace ♥
Namówiła mnie i jest! :P
Mam nadzieję, że się spodoba!
To tyle...
Pozdrawiamy!
Grace & Sweet Raspberry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz